Zapraszamy na wystawę prac Michała Minora — cenionego malarza, który przygląda się rzeczywistości z wrażliwością i uwagą, a w swoich pracach nie ucieka od nostalgii, humoru, ironii i głębokiej refleksji nad życiem. Michał Minor jest profesorem sztuki, maluje obrazy, rysuje, tworzy grafiki, projektuje plakaty i autorską typografię. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad uczestniczył w około 220 wystawach zbiorowych i 22 indywidualnych w kraju i za granicą, a prace artysty znajdują się w zbiorach muzealnych i kolekcjach prywatnych.
Wernisaż wystawy „Michał Minor. Strach” odbędzie się 16 października o godzinie 18:00 w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach. Wernisaż będzie tłumaczony na polski język migowy. Wstęp na wernisaż jest wolny, później wstęp zgodnie z ofertą Galerii. Wystawa będzie dostępna do 7 grudnia 2025 roku.
„Podstawą dla twórczość Michała Minora jest zdekonstruowana i zdehumanizowana przestrzeń Miasta, która staje się impulsem dla aktywności w wymiarze estetycznym, symbolicznym, wyobrażeniowym, lecz również politycznym. Z wrażliwością i uwagą artysta obserwuje szczeliny i rysy, zagniecenia i fałdy, rozwarstwienia i wszelkiego rodzaju pory, z których wyłaniają się obrazy, znaki, formy przyjmujące kształt nie świata realnego, lecz tworzące galerię zdeformowanych postaci w maskach. Bezkształtnych, kanciastych, elipsoidalnych figur ludzkich, które nie posiadają ciała, są pozbawione przestrzeni wnętrza. To, co widzimy, zostaje pozbawione celowości. Egzystencja rozpływa się w drgającej fali barw z silnie zarysowaną graficzną krawędzią, rozdzielającą różne formy materii”.
/ Marek Zieliński, kurator wystawy
Zdjęcie: Michał Minor, „Strach”, 2022, olej na płótnie, 180×360, fot. Arkadiusz Gola
Przez lata siostry Casady z CocoRosie wzbudzały mieszane reakcje — były uwielbiane, czczone, fetyszyzowane i naśladowane, a z drugiej strony — krytykowane i traktowane z pobłażliwością, a ich twórczość była niezrozumiana i sprowadzana do perwersyjnego kaprysu. Mimo tego grupa nieustannie wykazuje się odwagą i bezkompromisowością, podążając własnymi ścieżkami, wydając nowe płyty i zdobywając wyjątkowo oddaną rzeszę fanów. Oprócz tras koncertowych i występów podczas festiwali na całym świecie, CocoRosie skomponowały muzykę do czterech spektakli Roberta Wilsona. W 2024 roku po raz kolejny nawiązały z nim współpracę, przerwaną przez śmierć tego wybitnego reżysera. Prace nad spektaklem były jednak kontynuowane, dzięki czemu na początku września tego roku, podczas włoskiego festiwalu Transart odbyła się premiera spektaklu „La Mort de La Mer”. Od ponad dwóch dekad siostry Casady tworzą odważne i niezwykle oryginalne utwory, w których kwestionują normy społeczne i przełamują tabu, bronią praw człowieka, a także opowiadają o miłości, trudach i euforii wypływających z siostrzeństwa. Muzyka zespołu to wypadkowa bluesa, jazzu, elektroniki, opery, hip hopu, przekraczająca granice gatunków.
Zespół CocoRosie powstał w 2003 roku, gdy siostry Casady spotkały się ponownie po wielu latach rozłąki. Sierra, wykształcona śpiewaczka operowa i aktorka teatralna, mieszkała wtedy w Paryżu. Bianca, poetka, reżyserka teatralna i artystka wizualna, postanowiła rzucić dotychczasowe życie w Nowym Jorku i wpaść do siostry w odwiedziny. Pierwszą płytę — „La Maison de Mon Rêve” — nagrywały w domowej łazience Sierry na paryskim Montmartrze. Na kolejnym krążku — wydanym w 2005 roku „Noah’s Arc” — gościnnie wystąpili Anohni, Devendra Banhart i francuski raper Spleen. Od tej pory CocoRosie wydały jeszcze sześć albumów, z których ostatni ukazał się wiosną tego roku.
Ósmy album sióstr — „Little Death Wishes” — jest najbardziej otwarty i czuły z całego ich dorobku. Płyta opowiada o trudnej i skomplikowanej rzeczywistości kolejnych pokoleń kobiet, o naturze człowieczeństwa, o poczuciu krzywdy wyrządzonej przez miłość, o pragnieniu, by być niezniszczalnym i niepokonanym, a także o przekształcaniu bólu w doświadczenie, śmieci w skarby, a kiczu i banału w okruchy prawdy. „Little Death Wishes” to rozwinięcie twórczości CocoRosie: album jest kolażem przykurzonych, popkulturowych symboli, jednocześnie tandetnych i pierwotnych, które siostry przekształcają w barokowe, teatralizowane dzieła w duchu lo-fi toy fun, klasycznego instrumentarium, folktroniki i freak folku.
McCraven urodził się w 1983 roku w Paryżu, jego matką jest piosenkarka i flecistka Ágnes Zsigmondi (znana z węgierskiego zespołu Kolinda), a ojcem jazzowy perkusista Stephen McCraven. Kiedy artysta miał trzy lata rodzina przeprowadziła się do Stanów Zjednoczonych w okolice Amherst i Northampton, a już w wieku pięciu lat grywał na perkusji i sporo czasu spędzał w towarzystwie muzyków z zespołu ojca — CMSS Bashers — i jego studentów. To wielokulturowe środowisko ukształtowało jego podejście do jazzu jako muzyki folkowej, a twórczość matki i wspólne występy uwypukliły rolę muzyki w budowaniu wspólnoty.
Mimo silnych inspiracji światowymi tradycjami folkowymi, jako dziecko lat dziewięćdziesiątych McCraven był również pod wpływem hip hopu. Z czasem udało mu się odnaleźć elementy spójne dla obu gatunków, choćby dzięki producentom jak Pete Rock samplującym klasyczne nagrania jazzowe. I tak w 2000 powstała grupa Cold Duck Complex, która łączyła jazz i hip-hop. W 2006 roku artysta przeprowadził się do Chicago, gdzie zaangażował się w prężnie działające środowisko jazzowe, udowadniając przy tym swoją wszechstronność i znajdując tętniącą życiem, kreatywną społeczność — grał z wieloma artystami i muzykami, związał się także z kultową wytwórnią International Anthem, z którą organizował wieczory improwizacji jazzowych.
Nagrany w 2015 roku krążek „In The Moment”, na którym znalazły się zapisy 28 improwizowanych koncertów, niemal z miejsca stał się jednym z najlepszych i najważniejszych albumów tego roku. Kolejne nagrania, jak popularny album „Universal Beings” (2018), nagrany dla XL Recordings album „We’re New Again” (2020) interpretujący ostatnią płytę Gila Scotta-Herona czy „In These Times” (2022) tylko potwierdziły klasę i talent McCravena. Dotychczas artysta współpracował z cenionymi i znamienitymi muzykami, jak choćby Kamasi Washington, Greg Spero, Jeff Parker, Greg Ward, Nubya Garcia, Brendee Younger czy Kevin Morby.
Makaya McCraven jest artystą, który porusza się pomiędzy gatunkami, przesuwając i rozmywając ich granice. Jego inwencja twórcza i wyjątkowy styl wykraczają poza kategorie, zarówno w kwestiach kompozycji, rytmu, jak i łączenia jazzu z innymi gatunkami muzycznymi. McCraven ma wyjątkowy dar przekraczania granic, zakrzywiania przestrzeni oraz łączenia przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w wielopoziomowych, post-gatunkowych aranżacjach, zakorzenionych w jazzie i muzyce folkowej. W Katowicach zagrają: Makaya McCraven — perkusja, Junius Paul — kontrabas, Marquis Hill — trąbka, Matt Gold — gitara.
Trzeba przyznać, że ostatnie lata są dla Liama Shortalla — który stoi za corto.alto — wyjątkowo udane. Debiutancki album „Bad With Names” ukazał się w 2023 roku i zrobił niemałe zamieszanie na brytyjskiej scenie jazzowej. Dość wspomnieć, że płyta dostała nagrodę Scottish Jazz Award oraz nominację do Mercury Prize. Jak przyznaje sam artysta „Bad With Names” to, rozpisana na dwanaście instrumentalnych utworów, historia przebaczania sobie, opowiadająca o straconej młodości, upływie czasu i galopie cyklu informacyjnego. Z kolei w 2024 roku ukazała się płyta „30/108”, która swobodnie łączy gatunki, tempo i instrumenty w trzydziestu, publikowanych po jednym każdego dnia miesiąca utworach, a artysta zagrał 75 wyprzedanych koncertów, w tym na tak prestiżowych wydarzeniach jak North Sea Jazz Festival, Montreux Jazz Festival, Latitude Festival czy Glastonbury. W tym roku corto.alto dostał także nagrodę Jazz FM Award w kategorii 2025 UK Jazz Act of the Year (pozostałymi nominowanymi byli Nubya Garcia i Ezra Collective).
corto.alto wnosi do gatunku świeże spojrzenie, które jest połączeniem improwizacji, elektroniki, broken beatu i basowego dubu. Podczas występów na żywo — oprócz gry na basie, syntezatorze i puzonie — zręcznie łączy style, manewruje dźwiękami i przewodzi zespołowi. W ramach Festiwalu Ars Cameralis zagrają: Liam Shortall (kontrabas, elektronika, klawisze, puzon), Mateusz Sobieski (saksofon) i Graham Costello (perkusja).
Zapraszamy na koncert muzyki kameralnej XIX wieku zatytułowany „Fantazja polska”, podczas którego śpiewaczka operowa Olga Pasiecznik (sopran) wystąpi z Equilibrium String Quartet. Olga Pasiecznik ma na koncie ponad pięćdziesiąt partii zrealizowanych na najbardziej prestiżowych scenach świata między innymi w operach Händla, Mozarta, Bizeta, Rossiniego, Verdiego oraz kompozytorów współczesnych. Z kolei muzycy Equilibrium String Quartet — Sulamita Ślubowska (I skrzypce), Małgorzata Malke (II skrzypce), Anna Nowak (altówka) i Tomasz Pokrzywiński (wiolonczela) — w swojej twórczości przywracają do życia niemal zapomniane polskie utwory klasycystyczne i romantyczne.
W programie koncertu „Fantazja polska” znalazły się utwory na kwartet smyczkowy Józefa Elsnera, Karola Kurpińskiego, Franciszka Lessla i Stanisława Moniuszki, ale przede wszystkim wybrane utwory z cyklu Pieśni Fryderyka Chopina, w wykonywanej po raz pierwszy nowej aranżacji na kwartet smyczkowy i sopran, stworzonej przez wiolonczelistę kwartetu Equilibrium, Tomasza Pokrzywińskiego, właśnie z myślą o Oldze Pasiecznik, solistce wieczoru.
Dzień później, 14 listopada o godzinie 18:00 w Zamku Królewskim w Warszawie (Muzeum, Sala Wielka, plac Zamkowy 4) Olga Pasiecznik & Equilibrium String Quartet wystąpią w ramach Międzynarodowego Festiwalu Muzyki Europy Środkowo-Wschodniej Eufonie podczas koncertu „Pokrewieństwa: Chopin / Moniuszko / Elsner / Lessel / Kurpiński”.
Pierwsze ogłoszenie tegorocznego Festiwalu Ars Cameralis! Zapraszamy na wyjątkowy koncert amerykańskiej wokalistki, której twórczość wymyka się prostym kategoryzacjom — Circuit des Yeux wystąpi we wtorek, 18 listopada o godzinie 19:00 w Kinoteatrze Rialto w Katowicach.
Haley Fohr, bo tak nazywa się artystka, wyraża się w wielu dziedzinach: maluje, nagrywa introwertyczne lo-fi, pisze utwory na pięćdziesięcioosobowy chór dziecięcy, tworzy audiowizualne instalacje czy koncertuje w komorze bezodbiciowej, w której nie występuje echo. Każda z płyt Circuit des Yeux przyciąga uwagę krytyki i publiczności nieszablonowym podejściem do materii muzycznej i napięciami wynikającymi z emocjonalnej warstwy jej projektów.
Nie inaczej jest w przypadku najnowszej płyty artystki — wydanej w marcu tego roku nakładem prestiżowej wytwórni Matador — zatytułowanej „Halo On The Inside”. Artystka tworzyła ją nocami, w samotności i ciszy swojego prywatnego studio — świat zewnętrzny był na tyle cichy, że Fohr słyszała rytm pracy swojego ciała tworzący wewnętrzną symfonię. Zaintrygowało ją to na tyle, że pracowała nad tym konceptem przez kolejnych osiem miesięcy.
A potem spojrzała na zewnątrz. Podróż do Grecji przyniosła zainteresowanie postacią Pana, greckiego boga, grającego na fletni pół człowieka, pół kozła. To właśnie jego historia: melodii, transformacji, seksualności i ostatecznego upadku posłużyła artystce jako coś w rodzaju tablicy inspiracji dla najmocniejszych fragmentów albumu. Swoje dołożył także Andrew Broder, producent znany ze współpracy chociażby z Lambchop czy Moor Mother. Jednak najważniejszym elementem „Halo On The Inside” jest głos Circuit des Yeux: potężna, czterooktawowa maszyna, wydająca z siebie zarówno subtelne melodie, jak i zwierzęce jęki.
Kolejne muzyczne ogłoszenie tegorocznego Festiwalu Ars Cameralis! Już w listopadzie naszą sceną zawładnie trzech młodych muzyków, którzy zarażą publiczność swoją energią: Tymon Kosma (wibrafon), Filip Botor (kontrabas) i Mateusz Borgiel (instrumenty perkusyjne). Product May Contain wystąpią w środę 19 listopada o godzinie 19:00 na Scenie w Malarni Teatru Śląskiego w Katowicach. Bilety na koncert zostały wyprzedane.
Trio tworzy muzyczne przestrzenie pełne energii i młodzieńczego entuzjazmu, nie zamykając się w sztywnych ramach jednego gatunku. Muzycy odnajdują inspiracje w wielu różnych stylach, a w ich twórczości pobrzmiewają echa zarówno muzyki folkowej i etnicznych instrumentów perkusyjnych, jak i elektroniki, ambientu i jazzu. Z tej mozaiki wyłania się oryginalna i osobista opowieść o poszukiwaniu i odnajdywaniu piękna w naszych niespokojnych czasach.
Product May Contain stosunkowo szybko zyskał renomę zarówno wśród publiczności, jak i krytyki muzycznej — zespół występował już w licznych klubach i salach koncertowych w Polsce, a także podczas zagranicznych festiwali, by wymienić tylko greckie Athens Jazz Festival i Preveza Jazz Festival, czeski Czech Music Crossroads czy belgijski Flagey. Muzycy są finalistami 25. Bielskiej Zadymki Jazzowej i laureatami Grand Prix 59. Jazzu nad Odrą. Aktualnie pracują nad debiutanckim albumem.
Wszystko, wszędzie, naraz. Chaos i hałas atakują nas z każdej strony, a szum informacyjny prowadzi do chronicznego zmęczenia i wypalenia, wzmaga niepokój, lęki, obawy. Newsy lecą na okrągło, gazety przekazują coraz mniej pozytywnych informacji, social media nas męczą, ale my i tak nie przestajemy skrolować. Świat nie sprzyja spokojowi, równowadze, harmonii, trudno się wyciszyć i od niego odciąć. Zarówno Małgorzata Halber w swojej książce-manifeście „Hałas” (2024), jak i Agnieszka Dauksza w „Ludziach nieznacznych. Taktykach przetrwania” (2024) próbują znaleźć antidotum na zmęczenie, strach, niemoc, przebodźcowanie, brak skupienia i uważności. I chociaż żadna z tych książek nie jest poradnikiem, to z obu możemy wiele się nauczyć. Z autorkami porozmawia pisarka i aktywistka Anna Cieplak.
Spotkanie będzie tłumaczone na polski język migowy, wstęp wolny
The Weather Station to autorski projekt kanadyjskiej artystki Tamary Lindeman. Grupa powstała w 2006 roku, jej skład przez lata się zmieniał i ewoluował, a debiutancki album – wydany własnym nakładem „The Line” – ukazał się trzy lata później. Do tej pory The Weather Station wydało jeszcze kilka albumów, z których na szczególną uwagę zasługuje płyta „Ignorance” z 2021 roku — milowy krok w karierze zespołu, który zdefiniował karierę Lindeman, przyciągając uwagę publiczności oraz mediów. The Weather Station zagrali w tym czasie długie trasy koncertowe po Ameryce Północnej i Europie oraz na najważniejszych festiwalach (w tym na transmitowanym w telewizji Austin City Limits Festival), a także wystąpili w programie Jimmy’ego Kimmela. „Ignorance” była głęboko osobistą opowieścią o funkcjonowaniu w świecie zmian klimatycznych i o tym, jak nauczyliśmy się żyć z własnym egzystencjalnym upadkiem. I chociaż album cieszył się uznaniem krytyki (w pozytywnych słowach o płycie pisali Pitchfork, The Guardian czy New Yorker), prywatnie Tamara Lindeman przechodziła wówczas bardzo trudny czas związany ze swoim zdrowiem psychicznym. Artystka zajęła się pisaniem piosenek, by szukać ukojenia w muzyce i tworzeniu.
Teksty Lindeman są niezwykle szczegółowe i wnikliwe, balansują na granicy tego, co prywatne i intymne oraz tego, co wspólne i powszechne, łącząc osobiste przeżycia z metafizycznymi dylematami. Artystka wciąga nas do niespokojnego świata pełnego zwątpienia i niepokoju. Świata, w którym świadome swej niewiedzy jednostki próbują znaleźć siłę i energię, by kształtować rzeczywistość. To poczucie oderwania stanowi emocjonalną oś najnowszego albumu — „Humanhood” — który ukazał się w styczniu tego roku nakładem kultowej wytwórni Fat Possum. Płyta jest porywającą, autentyczną opowieścią o zagubieniu w szalonej, pędzącej teraźniejszości, o paraliżu spowodowanym przez dezorientację, żal i niepokój, odczuwanych przez tak długi czas, że zaczynamy się zastanawiać, czy to się kiedykolwiek skończy. I jakkolwiek niepokojąco to brzmi — Lindeman daje jednak swoim słuchaczom nadzieję. Album opowiada bowiem również o zaakceptowaniu cierpienia jako nieodzownej części życia i tego, że czasami czujemy się oderwani od siebie, świata i człowieczeństwa. O tym, że w poczuciu niepokoju i rozłamu nie jesteśmy osamotnieni, ponieważ każdy próbuje odnaleźć siebie i swoje miejsce w naszym zdezintegrowanym świecie.
Jenny Hval to norweska artystka, która wyraża się w wielu dziedzinach – pisze prozę i publicystykę, śpiewa i komponuje. Jej twórczość jest mieszaniną art popu, awangardy i muzyki eksperymentalnej. Do Katowic artystka przyjedzie ze swoim najnowszym albumem „Iris Silver Mist”, którego tytuł bezpośrednio nawiązuje do zapachu z domu perfumeryjnego Serge Lutens, wyróżniającego się surową i zimną niczym metal nutą. Inspiracją dla powstania płyty była pandemiczna izolacja, gdy występy i muzyka musiały zejść na dalszy plan. Powstałą pustkę Jenny wypełniła zapachami – otaczała się nutami i akordami perfum, czytała i pisała. Gdy wróciła do tworzenia muzyki, każda piosenka była przesiąknięta zapachem. Tak naprawdę perfumy w dużej mierze dzielą język z muzyką: oba poruszają się w powietrzu, są niewidoczne i mają oszałamiający wpływ na nasze zmysły.
Utwory z „Iris Silver Mist” są niczym doskonale skomponowane perfumy – poszczególne nuty przenikają się, uzupełniają i akcentują swoje walory, tworząc idealną całość zawieszoną między kwiatem a dymem papierosowym, kompozycję widmową i zarazem energiczną. Wiele utworów z albumu powstało jako jeden nieprzerwany strumień, każdy utwór płynnie przechodzi w kolejny, a nagrania terenowe – szum metra czy krople deszczu – jeszcze bardziej zacierają granice między muzyką a rzeczywistością. „Iris Silver Mist” to album o scenie, występach, muzyce i o tym, jak nas porusza. To album o rzeczach, które nas zmieniają, które nas przenikają, które osiadają na naszej skórze i z nami pozostają.
Puce Mary to pseudonim pochodzącej z Danii Frederikke Hoffmeier, jednej z najbardziej znaczących artystek na scenie ekstremalnej elektroniki. Utożsamiana z nowym pokoleniem industrial noise’u artystka tworzy już od piętnastu lat, a zadebiutowała w 2010 roku kasetą „Piss Flowers”. Od tego czasu wydała kilka pełnoprawnych albumów (nakładem m.in. legendarnych labeli Posh Isolation i PAN) i współpracowała z uznanymi muzykami, jak choćby Drew McDowall (Coil), Varg2TM, Kali Malone czy Stephen O’Malley. W 2024 roku stworzyła ścieżkę dźwiękową do filmu „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna, która została nagrodzona podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Jednak o sile Puce Mary decydują występy na żywo. Artystka słynie z kunsztownego łączenia porywających interpretacji kompozycji filmowych z furią improwizowanego hałasu. W najnowszych kompozycjach artystka eksploruje możliwości dźwięku na większą niż dotychczas skalę, buduje złożone i dynamiczne narracje, snuje opowieści pełne napięcia i oswobodzenia. Katowicki koncert na pewno będzie niezapomnianym przeżyciem.
Różnorodność gatunkowa, eklektyczność, interdyscyplinarność to tylko niektóre z mocnych stron Festiwalu Ars Cameralis, który na stałe wpisał się w kalendarz wydarzeń kulturalnych województwa śląskiego. Od 1992 roku nadrzędną ideą Festiwalu jest prezentowanie najciekawszych zjawisk we współczesnej kulturze, a każdego listopada w miastach województwa śląskiego niepodzielnie królują muzyka, literatura, film, teatr i sztuki wizualne. W tym roku w festiwalowym programie zmierzymy się z zagadnieniem strachu.
Jest taki wiersz wybitnego irlandzkiego poety Ciarana Carsona, który nazywa się „Fear”. Autor wylicza w nim wszystko to, czego się boi: przestrzeni między pociągiem a peronem, palpitacji wywołanych za dużą ilością wypitej herbaty, błędnych decyzji sędziego, linijki, tablicy i rózgi, tego, że książki nie przetrwają kwaśnego deszczu, Jabberwocka i jeszcze wielu innych rzeczy, tych fundamentalnych, tych ważnych i tych mniej istotnych. Ta z pozoru banalna wyliczanka kończy się wersem: And what else do I fear? Let me begin again. Zatem, czego jeszcze się boimy? Zacznijmy od nowa, od początku. Przecież boimy się niemal wszystkiego.
Strach towarzyszy nam od dziecka i wcale nie odpuszcza, kiedy dojrzewamy i stajemy się dorośli, zmienia tylko swoją istotę i formę. Kiedyś baliśmy się ciemności, potworów, beboków i czarnej wołgi, teraz nasze strachy i lęki mają inną naturę. W gruncie rzeczy strach jest naszym nieodłącznym kompanem – lękamy się o zdrowie własne i bliskich, o pracę, dobytek i jakość życia, martwimy się doczesnością, ale i sprawami duchowymi. A rzeczywistość nie odpuszcza, tylko daje coraz więcej powodów do obawy, potęguje nasz niepokój. Boimy się konfliktów zbrojnych i bomby atomowej, boimy się rozwoju technologii i sztucznej inteligencji, boimy się inności i tych, którzy nie wpisują się w narzucone przez system ramy normalności, boimy się choroby, starości i śmierci, boimy się odrzucenia i samotności… Z każdą kolejną chwilą suma wszystkich naszych strachów się powiększa, codziennie ewoluuje, ulega modyfikacjom i transformacjom.
Nie jest łatwo, a być może będzie tylko gorzej i trudniej. Jesteśmy jednak przekonani, że to właśnie kultura i sztuka pozwolą nam przetrwać. Dlatego oddajemy w Wasze ręce kolejną, trzydziestą czwartą edycję Festiwalu Ars Cameralis, by wspólnie zmagać się z najbardziej depresyjnym i melancholijnym miesiącem roku. By wspólnie spróbować oswoić się z własnymi lękami, obawami i strachami. Tymi ogromnymi, globalnymi, ale i tymi najbardziej prywatnymi i intymnymi.